Żaden budynek w Polsce mnie nie zdziwi – i w jakimś sensie kocham to uczucie. Uwielbiam patrzeć na siedziby małych biznesów, zajazdy, kryte strzechą karczmy, wielobarwne sklepy ze sprzętem AGD, domy towarowe po kilku przebudowach czy dworkopodobne wille, które jakby nie mogą się zdecydować, czy są jeszcze Sopliców, czy już Carringtonów. Wzruszenie ramionami i pewna sympatia do nieprzewidywalności polskiej architektury, w szczególności tej powstałej w ciągu ostatnich trzech dekad, podobnie jak jej miażdżąca krytyka, niosą jednak niebezpieczeństwa, bo nie warto ani jej zanadto potępiać, ani się nią bezmyślnie zachwycać, a – najzwyczajniej – przebadać ją, opisać i poddać wartościowaniu.
Choć nieczęsto jeżdżę na wschód od Warszawy – w kierunku Mińska Mazowieckiego, Siedlec, Białej Podlaskiej – zawsze było mi tam zwyczajnie. Raczej nie zwracałem na ten budynek uwagi. Zauważyć go wcale niełatwo, w szczególności z drogi na nasypie, ruchliwej trzypasmówki. Stoi poniżej, jakby przykucnięty, między gargamelem ze szkła i styropianu a swojskim trzykondygnacyjnym biurowcem krytym dachem z mansardką. Kiedy jednak skieruje się już na niego wzrok, zwróci uwagę na przypominający kosmiczny krążownik olbrzymi dach, elewacyjną okładzinę i zakomponowane dookoła drzewka, odnosi się wrażenie, że jest się niby w Polsce, ale jakby gdzieś indziej. Dawna siedziba firmy Fuji projektu Stefana i Ewy Kuryłowiczów, obecnie biurowiec mieszczący kilka mniejszych firm, stoi przy ulicy Płowieckiej w Warszawie. W 1993 roku obiekt wyróżniono Nagrodą Roku SARP, a autor mówił o nim:
Projekt Fuji Film został przez nas zinterpretowany jako miejsce, które powinno wywoływać emocje z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, iż miała to być siedziba firmy z kraju o wyrazistej, odmiennej od polskiej, kulturze; po drugie pragnęliśmy, by mimo wyjątkowo nijakiej lokalizacji pracujący tam ludzie mogli być dumni z budynku, który postanowiliśmy wybudować1.
W gąszczu zróżnicowanej potransformacyjnej zabudowy wypatrzyłem go ledwie dwa lata temu, po lekturze książki Jakby luksusowo. Przewodnik po architekturze Warszawy lat 90. Aleksandry Stępień-Dąbrowskiej2. Jego historię dopowiadają mi Długie lata 90. Architektura w Polsce czasów transformacji Anny Cymer3. To dwa kompendia polskich budynków czasów przełomu, książki, które mogłyby powstać wcześniej.
Charakteryzując polską architekturę w posłowiu do Wanny z kolumnadą Filipa Springera, Andrzej Stasiuk stwierdził – pewnie z przekąsem – że podoba mu się, że „nie oglądamy się na nic poza zaspokojeniem własnego pragnienia, że nie dajemy się ogłupić wymyślonym, obcym regułom”4 – i jest to trafny skrót myślenia towarzyszącego wielu realizacjom powstałym w latach dziewięćdziesiątych i pierwszej dekadzie XX wieku, które dziś mści się w ocenach architektury tego okresu. Jakby luksusowo i Długie lata 90. to próby scharakteryzowania i opisania obiektów powstałych w Polsce na chwilę przed 1989 rokiem oraz wiele lat po nim, z których jednocześnie wyłania się szerszy obraz społeczeństwa powodowanego aspiracjami i różnie postrzeganymi wizjami wolności. „Była to epoka, kiedy wydawało się, że wreszcie wszystko można, w której wielkie przemiany polityczne mieszały się z prostymi ludzkimi marzeniami i nadziejami. (…) Wszystko to zostawiło ślad także w budynkach”5 – pisze we wstępie do swojej książki Anna Cymer. Współczesna dyskusja o polskim postmodernizmie nierzadko uderza w karcące tony, wytykając Polakom okresu transformacji brak gustu i umiejętności planowania, naiwność. Pierwszym przychodzącym do głowy przykładem jest Solpol, wyburzony w 2022 roku wrocławski dom towarowy.
Historia budynku wzniesionego na chwilę po upadku komunizmu dobrze odzwierciedla dynamikę zmian w potransformacyjnej Polsce. Wybudowany w latach 1992–1993 na działce u zbiegu ulic Świdnickiej i Franciszkańskiej na zlecenie Zygmunta Solorza, został zaprojektowany przez Wojciecha Jarząbka, architekta dla epoki emblematycznego, projektanta między innymi kolorowych kamienic przy ulicy Pereca, kamienicznej plomby przy Wyspiańskiego czy szalejącego kształtami i fakturami osiedla mieszkalnego przy Szwedzkiej. Solpol był kompleksem handlowo-usługowo-biurowym, z początku często i tłumnie odwiedzanym, a w kolejnych latach, wraz z rozwojem kapitalizmu, tracącym na znaczeniu i coraz mniej spełniającym swoje komercyjne przeznaczenie. Na początku XXI wieku po wyższych piętrach postmodernistycznego centrum handlowego hulał wiatr, a w piwnicy obiektu nagrywano realizowany dla telewizji Solorza reality show Bar.
O końcu Solpolu mówiono od mniej więcej 2010 roku i już wtedy pojawiły się głosy sprzeciwu. „Nie zdziwię się, jeśli wykwitnie nam nostalgia za postmodernizmem. Pierwsze wykwity lat 90. już się burzy. Ciekawe, kiedy pierwsza akcja protestacyjna?” – pytał Jarosław Trybuś w książce Lukier i mięso6. Kiedy na początku trzeciej dekady XXI wieku, trzydzieści lat po wzniesieniu Solpolu, głosy o jego wyburzeniu brały górę, dyskusja przybrała na sile – po wydaniu zgody na rozbiórkę obiekt stał się przedmiotem popkultury, w sieci organizowano wspierające go wydarzenia i tworzono sprzeciwiające się decyzji petycje, a eksperci zastanawiali się nad jego losem. W podcaście „Polityki” o Solpolu – i polskim postmodernizmie w szerszym kontekście – z Anną Cymer i Jarosławem Trybusiem dyskutował Piotr Sarzyński. Rozmówcy pytani o obronę dawnego domu towarowego, sens jego istnienia w momencie, w którym przestał przynosić zyski, czy jego wartość dla krajowej odmiany postmodernizmu podkreślali, że nastała pora, by architekturę lat dziewięćdziesiątych zacząć przede wszystkim oceniać i badać w szerszej perspektywie, a także podejmować rozsądne decyzje co do jej dalszego istnienia i ochrony. Dla Solpolu było już jednak za późno. Niemniej do samego końca budził żywe zainteresowanie i prawdziwe emocje – przed jego rozbiórką jesienią 2022 roku można było choćby wziąć sobie jeden z jego charakterystycznych elewacyjnych kafli.
Jarosław Trybuś zwracał w tej rozmowie uwagę, że budynek projektu Jarząbka jako „polska redakcja architektury postmodernistycznej”
ciągnie za sobą wspomnienia lat 90. (…), które w jakimś sensie większość z nas zawstydzają. Jak dotąd zawstydzały nas głównie w sensie estetycznym, bo pamiętamy, jak wyglądał wtedy nasz świat: rozpalonego pędu za kapitalizmem, blichtrem. Z drugiej strony, one zaczęły zawstydzać nas trochę, bo głębiej zaczęliśmy się zastanawiać nad sensownością tych przemian i tego, do czego one nas zaprowadziły. Te budynki mają więcej znaczeń niż te, które nosi architektura7.
Jego słowa dobrze korespondują ze słowami Stasiuka. Polska architektura lat dziewięćdziesiątych jest przegięta i bezkompromisowa, ale owe przegięcie i bezkompromisowość mają konkretny ciężar i wraz z nim niosą wiele opowieści o nadziejach i traumach związanych z przemianami ustroju, gospodarki i społeczeństwa w Polsce ostatnich trzech dekad.
Jakby luksusowo, odnosząca się bezpośrednio do Warszawy, oraz Długie lata 90., przedstawiające architekturę czasów transformacji w szerszym, ogólnopolskim kontekście, oprócz przyglądania się obiektom o właściwie wszelkich możliwych funkcjach: siedzibom polskich przedsiębiorstw, powstającym w nowych realiach budynkom użyteczności publicznej czy pierwszym osiedlom deweloperskim powstałym już bez typowej dla poprzedniego ustroju kurateli państwa, próbują wejść w ich szeroki kontekst i zwrócić uwagę na walory każdego z budynków.
Książki te, których nadejście jest naturalnym, kolejnym krokiem po wcześniejszych opracowaniach architektury modernistycznej spod znaku utraconych pereł na czele z warszawskim Supersamem, to próby szczegółowego przyjrzenia się realiom i ideom towarzyszącym powstawaniu polskiej postmoderny – od wtopionych w codzienny krajobraz polskich miast centrów handlowych i aquaparków aż po godne nagród i szczególnej uwagi realizacje pokroju BUW czy siedziby Fuji – które być może zapobiegną ich przyszłemu znikaniu. „(…) architektura transformacji nieustannie przypomina o miejscu, z którego wyruszyli Polacy w kierunku zglobalizowanej świadomości”8 – pisze w Jakby luksusowo Aleksandra Stępień-Dąbrowska i, podobnie jak Anna Cymer w Długich latach 90., każe się zastanowić: co by było, gdyby w trakcie tej wędrówki wyburzonemu w 2022 roku Solpolowi dano jednak żyć?
[1] A. Cymer, Długie lata 90. Architektura w Polsce czasów transformacji, Warszawa 2024, s. 201
[2] A. Stępień-Dąbrowska, Jakby luksusowo. Przewodnik po architekturze Warszawy lat 90., Warszawa 2021.
[3] A. Cymer, Długie lata 90. Architektura w Polsce czasów transformacji, Warszawa 2024.
[4] A. Stasiuk, „Badziew z betonu”, F. Springer, Wanna z kolumnadą. Reportaże o polskiej przestrzeni, Wołowiec 2013, s. 245
[5] A. Cymer, Długie lata 90…, s. 9
[6] G. Piątek, J. Trybuś, Lukier i mięso. Wokół architektury w Polsce po 1989 roku [rozmawia Marcin Kwietowicz], Warszawa 2012, s. 199.
[7] https://www.polityka.pl/podkasty/kulturanaweekend/2130905,1,solpol-i-nie-tylko-burzyc-czy-nie-burzyc.read
[8] A. Stępień-Dąbrowska, Jakby luksusowo…, s. 8.
Zdjęcie otwierające: Qkiel. CC BY-SA 4.0, Wikimedia Commons