Co łączy książki, które znalazły się w tegorocznym finale Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus? Na pewno punktem, w którym spotykają się wszystkie jest temat utraty. Znikających gatunków zwierząt, domów, poczucia bezpieczeństwa, szeroko rozumianej stabilizacji. W najbliższych dniach zaprezentujemy wam fragmenty siedmiu książek z Polski, Niemiec, Ukrainy, Słowacji, Bośni i Hercegowiny. Zachęcamy do lektury fragmentów, najlepiej jeszcze przed werdyktem kapituły, który zapadnie późnym sobotnim wieczorem 14 października.
Saša Stanišić, Skąd, tłum. Małgorzata Gralińska,
Książkowe Klimaty | Bośnia i Hercegowina / Niemcy
Na cmentarzu w Oskorušy dzieliłem nazwisko i chleb ze zmarłymi. Jedliśmy wędzone mięso nad prochami moich przodków, gdy Gavrilo zabrał głos.
– W tym miejscu – powiedział i wylał trochę raki na ziemię – leży twój pradziadek. Prababka piła tylko po kryjomu. – Położył kubek również po jej stronie, a potem odwrócił wzrok, żeby dalej mogła pić w tajemnicy. Trąciliśmy się.
Babcia nie szczędziła wysiłku przy grobie swoich teściów. Zdrapała ptasią kupę z czarnej płyty, powyrywała chwasty, obcięła krzewy. Przytaszczyła dwa głazy, cel pozostał dla mnie niezrozumiały, ruszyłem z pomocą, chciała, żeby stały tam i tam. Dziś cała ta krzątanina wokół grobu stanowi jedno z jej niezawodnie powracających wspomnień. Babcia sama kazała postawić nagrobek.
– Nikt się nie zatroszczył – powtarza – także ci, którzy w ogóle by nie istnieli, gdyby nie było tych, co tu spoczywają.
Cmentarny upał miał słony smak i rozbrzmiewał dźwiękiem cykad. Gavrilo szukał mojego spojrzenia. Skinąłem głową w jego kierunku i natychmiast poczułem, że na cmentarzu taki gest był niestosowny.
– Widzisz to? – Wskazał na krajobraz. – Tam stał dom – powiedział.
– Dom moich pradziadków?
– Tak.
– Tam?
– Nie, tam.
– Tam, gdzie widać płot?
– Nie, tam, gdzie nic nie widać.
Zaśmiałem się. Gavrilo nie uważał, że to zabawne, i od razu zapytał mnie, skąd pochodzę.
A jednak, pochodzenie, jak zwykle, pomyślałem i zacząłem: złożona kwestia! Najpierw należałoby wyjaśnić, do czego odnosi się „skąd”. Do położenia geograficznego wzgórza, na którym znajdowała się sala porodowa? Do granic państwa w chwili, gdy nadeszły ostatnie bóle? Proweniencji rodziców? Genów, przodków, dialektu? Jakby nie patrzeć, pochodzenie to pewien konstrukt! Rodzaj kostiumu, który musimy wiecznie nosić, skoro już go nam założono. Jako takie jest przekleństwem! Albo, przy odrobinie szczęścia, kapitałem, który nie jest wynikiem talentu, ale stwarza korzyści i przywileje. Mówiłem tak i mówiłem, a Gavrilo pozwolił mi się wygadać. Ułamał chleb i wręczył mi kawałek z brzegu. Potem powiedział:
– Stąd. Pochodzisz stąd.
Ugryzłem chleb. Czekałem, aż wyjaśni. Stąd? Jak to stąd? Z powodu pradziadków? Gavrilo wytarł ogórka rękawem, zanim go skosztował, a gdy jadł, mówił o ogórkach i triumfalnym pochodzie warzyw modyfikowanych genetycznie. Kiedy niemal straciłem wątek, złapał mnie za ramię, jakby chciał sprawdzić moje mięśnie i zawołał:
– Stąd. Pochodzisz stąd. Zobaczysz. Idziesz?
– A mam wybór? – próbowałem być dowcipny.
– Nie – oznajmił Gavrilo.
– Nie bądź niewdzięczny – dodała szeptem babcia.
Spojrzałem w górę na węża i miałem wrażenie, że on też coś zaraz powie. Wszak pochodził stąd, rozumiał język tych gór, rozumiał chyba lepiej niż ja, co się dzieje, a może nawet to, za co powinienem być wdzięczny.