Prezentujemy zestaw pięciu wierszy autorstwa Sonii Nowackiej, które pochodzą z jej debiutanckiej książki „Saros” (premiera w czerwcu 2024 w Wydawnictwo Convivo).
Φιλανθρωπία
parny duszny dzień na niebie bladym widno
wszystko jest dziś tak jakby miało się nie zdarzyć
jakby stało się we śnie i nikt nie zauważył trochę jakby
stopiło się słońce i siedzę teraz w pustym miejscu
po sobie o nie ten wiersz nagle zamienia się w musical
z darowizny wyskakują tekturowe kręgi piekła i wszyscy
zaczynają śpiewać najcięższym grzechem jest jałmużna
wbiega chór i leci z audio or discendiam qua giù nel
cieco mondo cominciò il poeta tutto smorto io sarò primo
e tu sarai secondo zejdźmy więc i zobaczmy w światełkach tańczy
jak kryształ cień wody w szklance ściana inwestycji jest cienka
i słychać wszystkie kręgi piekła chór projektuje świat bez
filantropii schodzimy niżej tam tańczą delfiny o błyszczących
płetwach robią figury skaczą nad powierzchnią morza
i śpiewają brechta niech nędzarz może wpierw kiedy potrzeba
z wielkiego bochna wziąć też kromkę chleba delfiny
śpiewają o głodzie a ja siedzę w pustym miejscu po sobie
wbiegają jeszcze w tym momencie rybiki i tłoczą się
u bram rybiki śpiewają vero è che ’n su la proda mi trovai
de la valle d’abisso dolorosa che ’ntrono accoglie d’infiniti guai
słońce jest wielką disco kulą która zsyła z nieba rozedrgane bliki
światełka szklące się jak pełnia kolejne kręgi piekła szkiełka
na wysuszonym chruście w momencie w którym walą się miasta
derealizacja alienacja ktoś podchodzi do kasy i pyta
o możliwości przybrania perspektywy sprzętów RTV i AGD to dziwne
bo jesteśmy w kinie drogi z elementami gatunkowymi westernu
za chwilę na stacji rozpocznie się strzelanina w tle niepokojące
tracki zrywa internet i pojawia się ten śmieszny ośmiobitowy
dinozaur skaczący przez kaktusy
Saros
A nad tym wszystkim, po czarnym, niemigotliwymi gwiazdami
zasianym niebie szło ogniste bezpromienne słońce, coraz bliższe Ziemi,
która lśniła trupim blaskiem, wygięta w wąski, ostry sierp,
zawieszony nad tym padołem jakby znak śmierci.
Mimo woli w uszach zaszumiały mi słowa Danta:
Vero é che in su la proda mi trovai
Della valle d’abisso dolorosa…
J. Żuławski, Na srebrnym globie
noc jest światłem niebieskim ekran rozpływa się w błękit drżenie
mgły błyskają cienie w wodzie perlą się kwiaty piętrzą się
kwiaty noc pachnie w oknie i chłód wpada na oścież
poczekaj tylko nie wychodź nocą pachną kwiaty błyskają
w źrenicach nad nami dron brzmi jak mucha wplątana w roletę
a światło się kładzie na ścianie na ciele prostokątnym cieniem
do ciemnego pokoju wiotczeję w tym słońcu we wszystkich
kwadratach lata i światłach w gałęziach białych kwiatów tak
pachnie że się nie chce umierać teraz przez chwilę
że robi się milej i że drżą cienie trawy i że drżą
cienie liści na brukowej i widzimy kawałek świata
tylko podczas siebie i później nigdy więcej świat się dzieli
na dwoje na głód sacrum i na pochody co na wskroś przecinają niebo
H20
w widmach wydm wyrasta świt śmierć nie boli śmierć przychodzi
przyjdź to niebo jest sztuczne a zapach wody różowy jak glitch
zielony jak glitch niebieski jak glitch jak ostryga zastygła
w pomarszczonym brzegu a woda ściąga brwi i pochłania wszystko
i ku temu ku innym dryfujemy w serwerach w gorącym poranku
wysuszone pranie a łodzie się mienią mijają DM-y w panoramie
liście migają jak piksel czekanie na przyjście do zmierzchu daleko
daleko od jutra od świtu do świtu siedzimy w pomiędzy
zaciśnięci we frazie z nadziei i piasku meduzy ciągnące się
świtem powłóczyste smugi kiedyś były dni teraz nie ma dni
kiedyś były noce teraz nie ma nocy może była przyszłość
ale nie ma świata kiedyś były dni ale nie ma dla nas
Mechaniczne ryby
nikt nie śpi bo chmury wchodzą przez okna białe chmury
czarne niebo gwiazdy ściska czerń mechaniczne ryby
nurkują w deepfake’ach mrugają oczami zaspanego miasta
wykręcają gały pogaszonych ulic live’y lecą z opóźnieniem
dożynki serca marzeń dożynki pomyślcie że to ostatnie lato świata
mówię nad brzegiem jeziora 2011 rok jest lipiec noc się zaciska
wokół ogniska i nikt nie myśli o końcu śmieszne latające budynki
od których wierci się w głowie przeszywają niebo
ruszają się gwiazdy i migoczą iskierki na wodzie
tafla jest spokojna żaby i cykady przerywają ciszę jest noc
o jakiej marzy każdy jest lipiec i nie myślę o niczym tylko
o tej nocy i o wodzie która jest spokojna i mroczna i bezdenna
i piękna i straszna i zasypiam dziś w tej wodzie przychodzą w nocy
ryby bo nie mają głosu pamiętam tamto lato i pamiętam wodę
Sporysz
i nagle głodni chcą zjadać mgłę tłum chce zjeść szesnastogodzinną
zmianę znieść obligatoryjne kursy empatii uspołecznianie strat
i prywatyzację zysków i śmierć jako odmowę pracy
by przeżyć
zostanę pięknym brokatowym śledziem metaforami ekonomii
prawami natury prawami przyciągania metafor
o pamiętniku w memach
w którym wyśmiewałam każdą traumę
każdą śmierć w środku
SONIA NOWACKA (ur. 1994) – poetka, z zawodu scenarzystka i copywriterka. Szkice krytyczne i teksty literackie publikowała w licznych czasopismach, monografiach i antologiach. Naukowo zajmuje się badaniem elementów gatunkowych Science Fiction w poezji polskiej oraz anglosaskiej, a także historią krytyki literackiej. Pisze doktorat na temat retoryki sporów o poezję w powojennej Polsce.