Dla A.
Otworzyłem notes i naliczyłem
pięćdziesiąt miejsc na wiersze,
czyli w sam raz, żeby weszło
sto krótkich utworów, bo dzisiaj
kończę z trzymaniem pustej strony
dla każdego na wypadek olśnienia.
Sto utworów to dwie godziny
uważnego czytania, takiego
za pierwszym razem. Za drugim
może być ciut krócej lub odrobinę
dłużej, ale to już nie mój problem.
Muszę szybko przygotować listę
tych stu wierszy tak do siebie
pasujących, żeby każdy kawałek
mógł płynnie wystąpić za albo
przed dowolnym innym kawałkiem,
a także mógł go uzupełniać,
wzbogacać czy metaforycznie
zdominować. Muszę także wziąć
pod uwagę warianty tytułów,
co przecież nakazuje ta nieznośna,
pełna szacunku ostrożność liryczna.
Muszę szybko zapisać, że zawsze
byłem dobrego zdania o wierszu
białym, mimo że już dawno został
ustanowiony wzorem cnoty
i piękna, który z miejsca jest
obwiniany za całe zło świata,
gdy od czasu do czasu postanawia
zejść z piedestału, żeby skorzystać
ze swoich uprawnień, i zaczyna
zachowywać się jak wiersz biały,
któremu chyba trochę odpierdoliło.
Muszę szybko zapisać pomysły
na dwa kawałki, które w przyszłości
sprawią, że po nabyciu książki osoba
czytająca poczuje się ważna, mądra
i lepsza. Kawałki, których zawiłości
i podteksty uczynią tę osobę
zdolną opowiedzieć naprędce
jej i jemu o tym, co jest w środku,
to i owo objaśnić, jego przekonać,
że to historia dla niego, a ją
zapewnić, że wszystko będzie dobrze.
W ogóle muszę szybko pracować,
żeby migiem ustalić, że ze mną
wszystko w porządku po pięknym
upadku na lodzie pod Halą Stulecia,
bo jutro pewnie o to zapytasz;
stąd pięćdziesiąt pięć linijek
w jedenastowersowych strofach
oraz ten zalatujący starą mapą tytuł,
stąd zarys poetyki dla inaczej
kochających przerzutnię, stąd ten
najszybciej napisany wiersz w życiu.
____
Wrocław, 20 stycznia 2024