Co musi się zdarzyć, żeby literatura dla młodych odbiorców i odbiorczyń skupiła na sobie szerszą uwagę? Kolejki. Gigantyczne targowe kolejki po autografy (i selfie) do takich pisarek jak Katarzyna Barlińska, autorka trylogii Hell, czy Weronika Marczak, twórczyni Rodziny Monet, skierowały spojrzenia na fenomen literatury young adult, a więc tej kierowanej do starszych nastolatków (teoretycznie kategoria young adult obejmuje książki dla osób w wieku 12–18 lat opowiadające o bohaterach i bohaterkach z tego samego przedziału wiekowego, w praktyce w Polsce ta etykieta przylgnęła bardziej do pozycji 14/15+). Książki dla trochę młodszych czytelników i czytelniczek swój wielki moment miały w czasach nocnych kolejek po nowe tomy Harry’ego Pottera. Czyli dawno. Dziś po tamtym zainteresowaniu nie ma śladu.
Trudno nie zauważyć, że kultura tworzona z myślą o młodych odbiorcach i odbiorczyniach jest w Polsce marginalizowana – a przejawy tej marginalizacji można poznać choćby dzięki dyskusji na ten temat zainicjowanej przez Wydawnictwo Dwie Siostry, jej dowód można też dostrzec w nieobecności kultury dla dzieci i młodzieży w programie WspółKongresu Kultury odbywającego się w listopadzie w Warszawie. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że przynajmniej w dziedzinie literatury jej segment skierowany do osób w wieku 10–13 lat jest marginalizowany szczególnie. Bo o ile nieobecność w mediach tradycyjnych dotyczy w dużej mierze całego obszaru literatury dla młodych, to ten segment wiekowy słabo widoczny jest też w książkowych przestrzeniach social mediów. Silną reprezentację mają tam z jednej strony książki dla dzieci najmłodszych i przedszkolnych, polecane oczywiście przez dorosłych innym dorosłym, którzy decydują o zakupie książek dla dzieci w tym wieku, z drugiej – właśnie literatura young adult, którą prezentuje już sama jej grupa docelowa, zwracając się do swoich rówieśników. Pomiędzy w jakimś stopniu widać jeszcze książki dla dzieci wczesnoszkolnych i już naprawdę słabo te dla czytających w wieku 10+. Nie ma w tym nic dziwnego ze względu na specyfikę tej grupy – coraz większą czytelniczą samodzielność i formalne ograniczenia obecności w mediach społecznościowych (minimalny wiek pozwalający na założenie konta to 13 lat). Wszystko to składa się na fakt, że widoczność tej literatury i dyskusja o niej są znikome.
Pożegnanie z uogólnioną czytelniczką
W tym tekście chciałabym więc skierować reflektor właśnie w tym kierunku – choć nie podejmę się tutaj analizy kształtu literatury dla młodszej młodzieży obecnej dziś na polskim rynku wydawniczym. Zamiast tego chciałabym podzielić się obserwacjami i przemyśleniami wynikającymi z prowadzenia zajęć czytelniczych dla młodych osób w wieku 10-13 lat. Skoncentruję się więc nie na samej literaturze, ale na jej konfrontacji z założonymi odbiorcami i odbiorczyniami. Od razu zastrzegam, że moje „badania” mają charakter jakościowy, a nie ilościowy: spotkania Młodych Klubów Czytelniczych prowadzę od ponad roku, w rytmie miesięcznym lub dwutygodniowym, obecnie w czterech warszawskich lokalizacjach, głównie bibliotekach publicznych, w każdej grupie uczestniczy od kilku do kilkunastu osób, większość regularnie. Spotkania te są dla mnie źródłem niezwykle cennej wiedzy o młodych czytających. Najważniejszym i tylko pozornie oczywistym jej elementem jest to, że nie można mówić o uogólnionych czytelnikach/czytelniczkach – w żadnej grupie wiekowej, ale być może w tej szczególnie. Trzeba za to uwzględniać indywidualne potrzeby i możliwości młodych osób.
Sama zaczęłam od uogólnienia, projektując Młode Kluby Czytelnicze z myślą o czytelnikach i czytelniczkach zaliczających się do kategorii tzw. tweensów, międzylatków, czyli osób pomiędzy późnym dzieciństwem a dojrzewaniem. Jak na łamach portalu wiedzy towarzyszącego czasopismu „Kosmos dla dziewczynek” pisała psycholożka Agnieszka Wojnarowska: „tweensy powoli oddalają się od rodziców i zbliżają do rówieśników. Zaczynają mieć swoje zdanie w różnych sprawach i domagają się, by je uwzględniać”. Proponując cykl spotkań łączących w sobie ideę dyskusyjnego klubu książki z działaniami twórczymi, chciałam odpowiedzieć na charakterystyczne dla tego wieku potrzeby, sięgając po wartościowe książki poruszające ważne dla tej grupy tematy w dostosowany do wieku sposób. Ale choć wiedza o etapach rozwoju człowieka wydaje mi się niezwykle ważna w pracy z dziećmi i młodzieżą, to trzeba pamiętać, że rozwój konkretnej osoby niekoniecznie pasuje do tabelki i czasem różnica między dwójką 10-latków potrafi być większa niż między 10- a 12-latką.
Dobrze ogniskuje to stosunek do jednego z motywów, po które autorzy i autorki książek dla młodych sięgają bardzo chętnie – zakochania. Z częścią czytających ten temat rezonuje, dla części jest to coś, co ich nie interesuje, nie dotyczy, często irytuje. Opresja, jaką może powodować nieuwzględniające indywidualnych różnic kulturowych oczekiwanie, często uwewnętrznione przez samych młodych ludzi, dotyczące pojawienia się w określonym wieku romantycznych zainteresowań, bywa zresztą tematem przeznaczonych dla tweensów pozycji – świetnymi przykładami są tu komiksy Mira Sabine Lemire i Rasmusa Bregnhøia oraz Z ręką na sercu Nory Dåsnes.
Do tego dochodzą kwestie temperamentu, zainteresowań, kapitału kulturowego, wreszcie – a może po pierwsze – kompetencji czytelniczych, w tym samej umiejętności sprawnego czytania.
O czym nie mówimy, kiedy mówimy o czytelnictwie młodych
To chyba najważniejsza sprawa, niemal nieobecna w rozmowie o czytaniu młodych: choć podstawa programowa zakłada, że trzecią klasę podstawówki opuszcza osoba, która osiąga „umiejętność czytania na poziomie umożliwiającym samodzielne korzystanie z niej w różnych sytuacjach życiowych, w tym kontynuowanie nauki na kolejnym etapie edukacyjnym i rozwijania swoich zainteresowań”, w praktyce i wśród 12-latków zdarzają się osoby, które mają problem z płynnym czytaniem. Ta trudność nie tylko odbija się na procesie nauki, ale sprawia też, że raczej nie może być mowy o przyjemności z samodzielnego czytania. Nie znaczy to, że osoby mierzące się z takimi trudnościami nie są zainteresowane historiami, które kryją się w książkach – lub że nie można ich nimi zainteresować. Sprzyjać temu może głośne czytanie na zajęciach krótszych tekstów, ewentualnie fragmentów dłuższych. W moim odczuciu bardzo wzmacniająco może działać sytuacja, kiedy to młodzi ludzie zaczynają czytać coś, niekoniecznie płynnie, reszcie grupy – o ile wynika to z ich inicjatywy, a co najmniej chęci.
Chciałabym, żeby w naszym myśleniu o relacji młodych ludzi z książkami zamiast uogólnionego (nie)czytającego dziecka znalazło się miejsce dla dzieci o różnej sprawności czytelniczej.
Wolę komiksy niż zwykłe książki – prawda czy fałsz?
Każdy cykl spotkań zaczynamy od pytań dotyczących upodobań czy zwyczajów czytelniczych. Pytania są losowane, więc w każdej grupie zestaw jest trochę inny, mimo to uzbierałam już trochę materiału porównawczego. Ale znów główny wniosek jest jeden – młodzi czytelnicy i czytelniczki się różnią, a różnice nie przebiegają po linii wieku ani płci. Zatem: wiele osób lubi komiksy, ale dla części to już bardziej przeszłość obecna na półce pod postacią starych Kaczorów Donaldów. Ktoś czyta mangi i komiksy zachodnie (Amulet, Światła Północy, Czarolina), ktoś – wyłącznie mangi (w tym tasiemcowe serie, nierzadko skierowane do nieco starszych, jak Naruto, Hanako, duch ze szkolnej toalety, Miecz zabójcy demonów). Są też osoby, które zdecydowanie preferują książki tradycyjne, a komiksów nie lubią w żadnej postaci.
Jeśli chodzi o gatunki, prym zdecydowanie wiedzie fantastyka – choć zdarzają się osoby, które jej nie tkną. Popularne są książki detektywistyczne, od klasyki kryminału w postaci Agathy Christie, po nawiązującą do klasyki współczesną serię Robin Stevens Zbrodnia niezbyt elegancka. Żywe też jest wspomnienie lektury klasyfikowanego już jako należącego do dzieciństwa cyklu o Lassem i Mai.
Mniej zwolenników i zwolenniczek wydają się mieć książki realistyczne, „o zwykłym życiu”, jak je określiłam w pytaniu, choć są i osoby, które płynnie łączą je z fantastyką. Entuzjazmu nie wzbudzają raczej książki popularnonaukowe – choć ostatnio po chwili drążenia ustaliłam, że Którędy do Yellowstone? Aleksandry i Daniela Mizielińskich ma swoją zwolenniczkę, inny z uczestników wymienił z kolei opowiadające o historii świata Jedwabne szlaki Petera Frankopana w wersji dla młodych. Zdarzyła się też 12-latka, która wśród swoich ukochanych książek wymieniła Winnetou Maya, Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi Verne’a oraz… W pustyni i w puszczy.
Uczestnicy i uczestniczki Młodych Klubów Czytelniczych nie przywiązują wagi – przynajmniej deklaratywnie – do tego, czy główną postacią w książce jest chłopak czy dziewczyna. Preferują natomiast, by była od nich trochę starsza, choć są osoby, dla których wiek bohatera lub bohaterki nie ma znaczenia.
Książki, po które sięgają, nierzadko podsuwają im rodzice – choć tu czasem pojawia się też opór, trafiają na nie w bibliotece, rzadko w internecie. Jako źródło książkowych inspiracji pojawiło się za to czasopismo „Kosmos dla dziewczynek”, w którym obok poleceń redakcji publikowane są rekomendacje realnych dziewczynek, oraz „Książki. Magazyn do czytania”. Natomiast rówieśnicy pojawiali się tu rzadziej, niż się spodziewałam – część osób sygnalizowała raczej spore czytelnicze osamotnienie („W mojej klasie nikt nie czyta”).
Niekończące się opowieści
Tweensy, z którymi rozmawiam o książkach raczej nie lubią otwartych, niejednoznacznych zakończeń, chyba że w książce wchodzącej w skład serii, kiedy wiadomo, że ciąg dalszy nastąpi. Właśnie, serie: jeśli miałabym wskazać jeden element wspólny dla niemal wszystkich wciągniętych w czytanie w przedziale 10–13 lat, byłaby to miłość do książkowych serii. W mojej „próbie badawczej” prym wiodą trzy: Zwiadowcy Johna Flanagana, obejmujący 18-tomów przygodowy cykl osadzony w pseudośredniowieczu; czerpiąca z mitologii greckiej 7-częściowa seria Percy Jackson i bogowie olimpijscy, czasem wraz z kontynuacją, czyli Olimpijskimi herosami; oraz obejmująca trudną do policzenia liczbę tomów opowieść o klanach dzikich kotów, czyli Wojownicy firmowani nazwiskiem Erin Hunter, pod którym kryje się aż sześć autorek.
Wspominany był też Baśniobór Brandona Mulla, ale tu zdania były znacznie bardziej podzielone, zdarzały się osoby, które sięgnęły po książkę otwierającą tę serię, ale ich nie wciągnęła. Co ciekawe podobnie niejednoznaczny jest stosunek do Harry’ego Pottera – są osoby, które czytały całą serię kilkukrotnie, takie, które jej nie skończyły, niektóre znają tylko ekranizacje, są i takie, które mogłyby długo mówić o tym, jak głupim bohaterem jest Harry.
Ostatnio jedna z czytelniczek wspomniała też nieznaną mi wcześniej serię – Zaginione miasta Shannon Messenger, reklamowaną hasłem „Harry Potter i Percy Jackson na pewno znają już Sophie Foster – ta trójka zmieniła świat”. Na tle wymienionych serii wyróżnia ją najwyraźniej grająca pierwsze skrzypce dziewczęca bohaterka.
Dziewczyny rządzą też w popularnych seriach detektywistycznych, jak wspomniana Zbrodnia niezbyt elegancka, obficie czerpiąca z tradycji kryminału, a jednocześnie subtelnie podważająca mit „starej dobrej Anglii”, poprzez poruszenie kwestii rasizmu czy kolonializmu, czy osadzona w wiktoriańskiej Anglii Enola Holmes Nancy Springer.
Serie wciągają, bo czytelnicy i czytelniczki, chcą się dowiedzieć, co będzie dalej, i pozostać w oswojonym już świecie. Obniża to próg sięgnięcia po kolejną książkę, a pochłanianie kolejnych tomów daje poczucie czytelniczej skuteczności. To plusy, minusem może być to, że poznawanie samodzielnych pozycji literackich jest wyzwaniem i wymaga większego wsparcia. Takim wsparciem próbują być właśnie Młode Kluby Czytelnicze. Mogłoby nim być także czytanie wspólnie z rodzicem, ale większość dorosłych dzieciom w tym wieku nie czyta już na głos. Czasem porzucenie tej aktywności jest po stronie rodzica jako prosty wniosek z faktu, że dziecko umie już czytać, często też rodzice przestają się wtedy orientować, po co warto sięgnąć. Czasem to dziecko woli już chodzić swoimi ścieżkami czytelniczymi i nie jest szczególnie otwarte na wspólną lekturę.
Rzadziej niż się spodziewałam, wspominane były serie należące do kategorii young adult. Jedna z uczestniczek podzieliła się swoją miłością do cyklu Fala Marii Krasowskiej, inna pierwszy jego tom wspomniała jako coś, co czyta z polecenia koleżanki i nie może skończyć, bo nudne. Z ambiwalencją spotkałam się w kontekście słynnej Rodziny Monet – w jednym przypadku wzmianka o niej przybrała wręcz postać troski o mnie: „Niech pani tego nie czyta, to jest bardzo złe!”. Tak czy inaczej sięganie po tę serię wydało mi się raczej przejawem aspiracji, chęci przynależności do „tych starszych”, budowania swojego wizerunku – a rewersem bywa przywoływanie do porządku przez rówieśników: „Nie powinnaś tego czytać! To jest dla starszych!”
Co czytają Młode Kluby Czytelnicze i co z tego wynika?
Książki, o których będziemy rozmawiać, proponuję, kierując się przekonaniem o ich jakości i potencjale uruchomienia rozmowy, ale też upodobaniami i chęciami danej grupy, co oznacza, że niewiele książek się do tej pory powtórzyło. Jedną z nich był Przyjaciel Północy Ilony Wiśniewskiej. I znów była to lekcja z serii „uogólniony czytelnik nie istnieje”. Bo w jednej grupie pojawiły się głosy, że 12-letni bohater myśli i zachowuje się raczej jak 6-latek, ale bardzo istotny w tej książce wątek kryzysu klimatycznego, który znajduje ujście w poruszającym dialogu bohatera z naukowcem pracującym w Arktyce, uruchomił bardzo żywą i emocjonującą dyskusję, dotyczącą m.in. tego, jak – niezbyt sensownie w ich ocenie – wygląda edukacja ekologiczna w szkole. Z kolei w drugiej grupie na wyobraźnię zadziałała sama przygoda, tematem stały się też kłopoty bohatera z zadbaniem o siebie i własne granice, a wątek klimatyczny nie zdążył wybrzmieć.
W dwóch grupach omawiałam też książkę Milion dobrych uczynków Arnfinna Koleruda (przeł. Katarzyna Tunkiel) – w jednej w całości, w drugiej we fragmentach. Ta norweska powieść, której bohaterowie – mama i syn –wygrywają w totka dużą kwotę pieniędzy, zaprasza do namysłu nad kwestią pieniędzy, naszymi przekonaniami na ich temat, lękami i pragnieniami, jakie powodują, zachowaniami, do jakich potrafią skłonić. Co ważne – nie moralizuje. To taka książka, którą naprawdę warto przeczytać wspólnie lub równolegle z dzieckiem – będzie o czym rozmawiać. Jednocześnie jej forma – bardzo krótkie rozdziały stanowiące w pewnym sensie zamknięte całostki – sprawia, że bardzo dobrze się ją czyta i łatwo rozmawiać także o fragmentach. W obu przypadkach książka i działania, które wokół niej zaproponowałam, jak przyglądanie się, jaki jest koszt różnego rodzaju bliskiej dzieciom infrastruktury w mieście, np. boiska, placu zabaw czy ławki, stały się punktem wyjścia bardzo ciekawych rozmów. W obu przypadkach uwagę młodych ludzi zwrócił też – i wywołał zazdrość – pokazany w książce kilkukrotnie sposób prowadzenia lekcji w formie swobodnej rozmowy na jakiś temat. Ale już pomysły na wydanie takiej wygranej się różniły – i nie wykluczam, że było to odbiciem różnych środowisk domowych.
Ostatnią pozycją, o której chciałam wspomnieć, jest napisana i zilustrowana przez szwedzką twórczynię Sarę Lundberg książka Ten ptak, co mieszka we mnie, leci, dokąd chce (przeł. Anna Czernow). To poetycka opowieść zainspirowana życiem i malarstwem szwedzkiej artystki Berty Hansson, którą da się w całości przeczytać na jednym spotkaniu. Można ją wpisać w odkrywanie historii kobiet, ale jest to też zawsze aktualna opowieść o podążaniu za swoim głosem wewnętrznym i walce o siebie. W tej książce bunt pachnie przypaloną grochówką. Rozmowy o tej książce nie toczyły się z wielką łatwością, ale gdy po czasie podsumowywaliśmy nasze lektury w dłuższym przedziale czasu, okazało się, że jest to historia, która została z młodymi czytelnikami i czytelniczkami.
Po co to wszystko?
Przedział wiekowy, o którym tu piszę, to intensywny okres w życiu młodych ludzi: o ich uwagę konkuruje mnóstwo tematów, coraz ważniejszy jest czas na relacje towarzyskie, no i dużo czasu i energii pochłania szkoła. Znalezienie miejsca na książki może stanowić wyzwanie. Jak pisze prof. Krzysztof Biedrzycki w publikacji Czytająca szkoła, młodzi ludzie najczęściej porzucają czytanie w wieku 13–15 lat, a więc w okresie następującym bezpośrednio po tym, na którym się tu koncentruję. Jeśli myślimy więc o czytelnictwie długookresowo, warto na różne sposoby wesprzeć starszych tweensów, sprawić, by przyjemność i potrzeba czytania ugruntowały się na tyle, by obronić się na kolejnym etapie życia.
Ale mnie ważne wydaje się też spojrzenie na ten etap w życiu młodych ludzi bez tych przyszłościowych okularów, każących przewidywać, jak dzisiejsze czytanie wpłynie na dalsze życie ich i całego społeczeństwa. Widzę wartość w konkretnych spotkaniach z książką i z ludźmi, do których zbliża ich lektura, tu i teraz.
Magda Majewska – redaktorka i animatorka kultury, popularyzatorka książek dla dzieci i młodzieży działająca pod szyldem Mosty z książek. Członkini Polskiej Sekcji IBBY, absolwentka podyplomowych studiów na UW poświęconych literaturze dla dzieci i młodzieży. W 2024 roku w ramach stypendium artystycznego m. st. Warszawy realizuje projekt Książkotok – Młody Klub Czytelniczy. Wierzy w edukację przez zachwyt, w siłę opowieści i w to, że książki mogą budować mosty między ludźmi.
fot. „The Travelling Companions”, 1862. Augustusa Leopolda Egga via unsplash.com