Teoria

Łobuzerka

Andrzej Graul
631 odsłon
Victor Ficnerski [kradłem od wszystkich]

Victor Ficnerski, [kradłem od wszystkich], Stowarzyszenie Pisarzy Polskich oddział w Łodzi, 2024

 

Musi być ktoś, kogo nie znam, ale kto zawładnął
Mną, moim życiem, śmiercią; tą kartką

Rafał Wojaczek

 

Kwestia inspiracji i naśladownictwa często pojawia się w refleksjach na temat twórczości poetyckiej, zwłaszcza jeśli chodzi o autorów dopiero przeprowadzających rozpoznanie pola literackiego. Z jednej strony trudno oprzeć się wrażeniu, że obecnie jednym z głównych paradygmatów młodych twórczyń i twórców jest eksperymentatorstwo i palące pragnienie oryginalności, nowatorstwa. Z drugiej strony krytycy zawsze lubowali się w gatunkowym i stylistycznym szufladkowaniu, śledzeniu inspiracji i podczepianiu autorów mniej znanych pod tych o ugruntowanym wpływie i renomie – zapewne po to, by własnoręcznie poorganizować literacki światek i nieco ułatwić czytelnikowi rozeznanie w nim.

Tymczasem Victor Ficnerski w swojej drugiej książce poetyckiej nie próbuje być nowatorski za wszelką cenę i nie pragnie, by jego twórczość była w jakikolwiek sposób eksperymentalna. Potencjalny krytyk nie musi zaś przeprowadzać śledztwa dotyczącego inspiracji i literackich aluzji, ponieważ autor zamieszcza w książce „spis zawłaszczeń” – listę twórców, na których się wzorował. Wnikliwym czytelnikom pozostaje jedynie prześledzenie, w którym wierszu kto został wzięty za przykład. Poza tym poeta w tytule przyznaje wprost: „kradłem od wszystkich”.

Są wśród tych „wszystkich” Bukowski, Tkaczyszyn-Dycki, Góra, Hesse, Rimbaud, Stachura, Wojaczek. Wybrałem tych najczęściej powtarzających się (autor podaje w nawiasach, ile razy kogo „zawłaszczył”), a ich nazwiska tworzą dość wyraźną siatkę. Mamy w tej grupie do czynienia z twórcami pełnymi egzystencjalnego niepokoju (Arthur Rimbaud) oraz kontestującymi rzeczywistość i jej normy (Hermann Hesse); twórcami, w których sztuce i życiu wyraźne są tendencje autodestrukcyjne (Charles Bukowski, Rafał Wojaczek); twórcami, dla których kluczowe były poza outsidera/banity lub formy wykluczenia (Edward Stachura, Konrad Góra, Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki); wreszcie twórcami, którzy nie stronią od ekstremów, intensywnych emocji, surowości języka i śmierci jako zasadniczego motywu. I oto ich syn wyklęty, Ficnerski:

wysiadłem na dworcu zastąpiłem
jeden nałóg drugim pozdrowiłem
matkę Boga i orzełka
miałem tylko dziurawe kieszenie
szorstki język niesmak wódki

[pierwszy wiersz powrotny], s. 11

przyjechałem do ciebie porzucę cię jak zwykle
jak zawsze jak wiersze jak matkę
oddam wariatom i napiszę książkę
w nocy będę lizał telewizor

[drugi wiersz powrotny], s. 15

później będę z tym chodził i obracał w głowie
aż mi się znudzisz aż przejdę
dzień i donikąd nie dojdę
lubię tak chodzić i obracać cię w głowie
nałogami należy żonglować

[trzeci wiersz powrotny], s. 21

i będę mówił więcej trajkotał i chodził dalej
aż znowu spadnie śnieg miałem
rzucić ciebie i picie mam
w kieszeniach kurtki małpki palce
odmrożone i skórę czerwoną

[czwarty wiersz powrotny], s. 24

Dykcja tych wierszy pozbawiona jest wyrafinowanej poetyckości, wysublimowanej pracy w języku w postaci eksperymentalnej formy czy wybujałej metaforyki. Język tych wierszy jest jak po wypaleniu trzeciego szluga z rzędu – szorstki, surowy, capiący brudem i trudem. Nie oznacza to, że utwory Ficnerskiego nie są efektem wypracowanego projektu; na przykład w wyżej przytoczonej – jedynej w książce – serii ważny jest ruch: „wysiadłem”, „przyjechałem”, „będę z tym chodził”, „donikąd nie dojdę”, „przejdę”, „lubię tak chodzić”, „chodził dalej”. Podmiot nie może ustać w miejscu, łazi ciągle nie wiadomo gdzie, dokąd i po co, włóczy się z rękami w dziurawych kieszeniach, odmrożonymi palcami żonglując nałogami: petami i wódą. Jest to podmiot-tramp, podmiot-włóczęga, podmiot-łazęga, wycieruch, powsinoga. Stachura jak się patrzy, flâneur zaszczanej zimy, łajza niepotrafiąca się przywiązać: „porzucę cię jak zwykle”, „aż mi się znudzisz”, „miałem / rzucić ciebie”.

W dodatku nie dość, że samotnik z nałogami, to jeszcze artysta, który tworzy wiersze i pisze książkę. Wypisz wymaluj poeta przeklęty, prawdziwy maczystowski outsider, facet twardszy niż beton i stal, które go na co dzień otaczają. Bez wątpienia jest to figura mocna i wyraźna, kiedyś niezwykle atrakcyjna – lecz czy wciąż aktualna? Czy taki twardziel i brutal nie trąci dziś myszką, nie wywołuje zażenowania? Zdaje się, że przeminęła era „prawdziwych mężczyzn” i drani. Teraz takie postawy są chyba edgy. Raczej nie jest to leitmotiv charakterystyczny dla współczesnego młodego poety, prawda? I bardzo dobrze, bo outsider musi być samotny, musi być poza głównym obiegiem, chodzić własnymi szlakami:

jesteś do bólu miałeś być na przekór
na przekór kobietom matce i oficjalnym statystykom
na pokaz matce kobietom i teatralnej scenie
na przekór tym którzy się ślinią których świerzbi
na widok na pokaz każdemu kto splunie

[ ], s. 14

Niemniej pytanie o atrakcyjność takiego podmiotu lirycznego i jego adekwatność do wyzwań współczesnego świata niech pozostanie otwarte1. Przecież czy w świecie skazanym na zagładę przez kult indywidualności, brak współdziałania i szalony konsumpcjonizm powinniśmy wyciągać zza grobu takie, zdaje się, archaiczne czy nawet szkodliwe w swoim egocentryzmie postawy? Wsobność i zamknięcie wynikające z romantyzowanej przez Ficnerskiego pozy outsidera wyraźnie zaznaczają się w szeregu różnych braków, które postaram się teraz wymienić i przeanalizować.

Pierwszy z nich to brak jakiegokolwiek poetyckiego komentarza społecznego czy ekologicznego. Zdecydowanie nie jest to poezja jakkolwiek zaangażowana, co przecież poniekąd stało się standardem w głosach młodych poetek i poetów, zawsze w jakiś sposób odnoszących się swoją twórczością do zewnętrznych warunków, w których pracują ich dykcje. Może i brak już (stety czy niestety – to dla tego wywodu nieistotne) poezji wprost zaangażowanej, której wykwit był charakterystyczny dla młodych twórców zeszłej dekady. Niemniej w zasadzie stało się to dobrze widzianą normą, by w ramach swojej twórczości przemycać treści proekologiczne, krytyczne wobec kapitalizmu czy stanowiące bezpośrednią odezwę na temat kryzysów politycznych współczesności. Ficnerski stroni od tego, przestrzeń jego poezji w [kradłem od wszystkich] ogranicza się do używek, kobiet, ciała, brutalnych relacji międzyludzkich. Nie ma tu spojrzenia z dalszej perspektywy, nieobecna jest jakakolwiek zaangażowana czy krytyczna retoryka.

Drugi brak, którym cechuje się poetyka tej książki, ma charakter formalny i wynika z wyboru stylistycznego Ficnerskiego: autor w zasadzie nie używa znaków interpunkcyjnych, oprócz nawiasów kwadratowych i dwukropka. W moim przekonaniu to świadomy i przemyślany wybór, ponieważ te dwa rodzaje znaków stoją w intrygującej opozycji wobec siebie: dwukropek stanowi symboliczny gest otwarcia, kontynuacji i progresji pewnej myśli, wprowadzenia czegoś istotnego; nawiasy kwadratowe to sposób na wydzielenie części z całości, zamknięcie danego fragmentu i wyodrębnienie go. W nawiasach kwadratowych znajdują się tytuły wszystkich wierszy (niekiedy po prostu przybierające formę „[ ]”, co symbolicznie spina brak), zostaje w nich też zamknięty kolejny znak, pojawiający się w zasadzie tylko w dwóch utworach: pytajnik. Taka konstrukcja zdecydowanie nie jest przypadkowa i jako intencjonalny akt poety musi stanowić przedmiot zainteresowania i interpretacji. Można to odczytywać następująco: każdy outsider wymaga swojej cechy rozpoznawczej, charakterystycznego grymasu, indywidualnego stylu. Z jednej strony te dwa znaki wchodzą ze sobą w dialog (otwarcie – wprowadzenie i zamknięcie – wyodrębnienie), z drugiej stanowią właśnie wyróżnik formy Ficnerskiego. Wszakże, jak pisze on sam, „kradłem od wszystkich nie ma treści poza stylem” (wyróżnienie moje). To dobitnie pokazuje, jak znacząca jest dla poety stylizacja, maniera. Można zaryzykować tezę, że nie ma tutaj granicy między autorem a podmiotem lirycznym, w książce zlewają się w jedną postać, jednego banitę, który za pomocą poezji tworzy swój wizerunek, a jednocześnie wizerunek jest główną treścią jego poezji. To system nierozłączny, samonapędzający się i stanowiący zamkniętą (w kwadratowe nawiasy?) całość.

Ta konsekwencja twórcza wykraczająca poza poetyckie ramy, wchodząca performatywnie w materię świata rzeczywistego, moim zdaniem stanowi o atrakcyjności owego projektu. To przemyślany gest artystyczny i chciałoby się powiedzieć, że dla poety jest wręcz gestem egzystencjalnym o niebagatelnych konsekwencjach: nie byłoby Ficnerskiego bez tej poezji, nie byłoby tej poezji bez Ficnerskiego. Równanie to zdaje się banalne, lecz mam wrażenie, że niewielu jest już autorów tak silnie powiązanych ze swoją twórczością, tak głęboko z nią zintegrowanych. Powiązanie to wyraża się również na poziomie wiersza, w którym niejednokrotnie ciało jawi się jako metaforyczne przedłużenie nie tylko stylu, ale też poezji jako środka wypowiedzi podmiotu lirycznego:

wkrótce zintegruję myśli z czynami i czyny z ciałem czytaj: wycyzeluję
wersy i zejdę poniżej dziesięciu procent tłuszczu przyniosę ci siebie
oto jestem powiem
udław się przynoszę ci w pełni wyrzeźbiony sześciopak wystające żyły
stertę mięśni stertę mięsa

[ale zaraz], s. 9

Ciało zresztą jest kolejnym bardzo ważnym obiektem wypowiedzi poetyckiej Ficnerskiego. Poezja jawi się jako organizm, wiersz – jako część korpusu. Poeta mocno związuje ze sobą pracę nad ciałem z pracą nad poetyckim stylem. Motyw ten powtarza się kilkukrotnie, między innymi w poincie otwierającego książkę wiersza [trzy kilo]:

(…)
miałem czyste niemal nieludzkie wycyzelowane ciało
wystające żyły
teraz muszę zrzucić trzy kilo
moje wiersze
muszą nabrać mięsa

[trzy kilo], s. 7

Widać tu wyraźnie, że poezja nie jest dla podmiotu lirycznego (można pokusić się o przedłużenie: dla autora) jedynie metodą artystycznego wyrazu. Jest czymś znacznie więcej: liryka to ciało podmiotu mówiącego, który z kolei – poprzez manierę i tworzony styl – stanowi codzienną maskę autora. Następuje tutaj nierozerwalne spętanie, charakterystyczne zresztą dla poetów przeklętych, fundamentalnie związanych ze swoją twórczością. W zasadzie stanowiła ona o sposobie ich bycia, funkcjonowania w rzeczywistości społecznej.

Na sam koniec trzeba wspomnieć o innej funkcji, jaką pełni [kradłem od wszystkich] –metody wyrównania rachunków ze środowiskiem literackim. Jest to forma (dla poety dość oczywista) odpowiedzi na zarzuty sformułowane już w paratekście na skrzydełku książki. W krótkim biogramie widnieją bowiem kluczowe słowa: „Permanentnie oskarżany o plagiaty”. Nie potrzeba więc jaśniejszego kontekstu i tłumaczenia dla pozycji zatytułowanej [kradłem od wszystkich], stylizowanej – a, jak próbowałem ukazać w tym tekście, stylizacja i maniera to kluczowe dla Ficnerskiego sposoby wyrazu – na sądowe akta sprawy karnej2, w której w dodatku na końcu znajduje się sekcja zwana „spis zawłaszczeń”.

[kradłem od wszystkich] to zatem książka pełna „ciętych wersów” (często powtarzany przez poetę motyw), w której wypowiada się podmiot liryczny będący najprawdziwszym łobuzem, złodziejem, outsiderem i banitą, brutalnym draniem i maczystą. To książka stanowiąca potężny kontrast wobec popularnej obecnie dykcji inkluzywności, różnorodności i uważnej tolerancji, poezji otwartej i zorientowanej nie na surowość i drapieżność, lecz na eksperyment i eksplorację. Na pewno nie jest to książka nastawiona na przypodobanie się szerokiemu gronu odbiorców ani posługująca się językiem szacunku i delikatności. To książka kontrowersyjna, twarda i szorstka, ale przemyślana i zdecydowanie warta uwagi, nawet jeśli wypracowywana przez nią poetyka autora wyklętego może przyprawiać niektórych co najmniej o zażenowanie i brak zrozumienia. Dla innych jednak wykreowany w [kradłem od wszystkich] podmiot liryczny będzie zaczepnie atrakcyjny, fascynujący wręcz. W tym tonie niech wybrzmi zamykający książkę wiersz:

to już wszystko na dziś wieczór
dziękuję: nie starałem się jak mogłem
starałem się w najmniejszym stopniu

[proszę opuścić lokal], s. 46

Cóż za zadziorna łobuzerka.


Przypisy:

[1] Tak, ukryta jest tutaj teza stanowiąca, że podmiot liryczny w wierszach współczesnych poetów powinien być w jakiś sposób ustosunkowany do kryzysów współczesności, a jego postawa i działania powinny stanowić do tych kryzysów komentarz. Wynika to z mojego głębokiego przekonania o istnieniu szeregu powinności, wobec których współczesna poezja powinna (nomen omen) zająć stanowisko i w których wypełnianiu powinna współuczestniczyć.

[2] Autorem koncepcji okładki jest nie kto inny jak sam poeta, Victor Ficnerski.