Gdyby nagle stanęła przede mną wróżka i kazała mi zdecydować, co powinnam robić w życiu, żeby to miało sens, zmieniało świat i żebym w dodatku miała z tego frajdę, to odpowiedziałabym, że czymś takim jest czytanie książek dzieciom na głos.
Dawno dawno temu, za górami, za lasami, w Krainie Tysiąca Jezior i Puszczy Piskiej, zanim jeszcze na świecie pojawiły się moje własne dzieci, pracowałam na obozach sportowych dla młodzieży. Prowadziłam szkolenie żeglarskie, uczyłam robić ewolucje na kajakach sportowych, organizowałam spływy Czarną Hańczą i byłam instruktorką strzelania z łuku. I jeszcze uczyłam pływać synchronicznie na optymistkach, takich maleńkich łódeczkach dla najmłodszych przyszłych ludzi morza. I muszę z wyrzutami sumienia przyznać, że dawałam im wycisk, ale wprowadziłam też taki rytuał, że wieczorami wszyscy wychodzili z kocykami przed swoje pokoje, siadali blisko siebie z kubkami kakao lub herbaty i czytałam im tuż przed albo nawet i po ciszy nocnej trzy krótkie lub jeden długi rozdział z książki. Tak przeczytaliśmy Momo Michaela Ende (w tłumaczeniu Ryszarda Wojnakowskiego), Ronję, córkę zbójnika Astrid Lindgren (w tłumaczeniu Anny Węgleńskiej) oraz Tatusia Muminka i morze Tove Janson (w tłumaczeniu Teresy Chłapowskiej). Aż pewnego dnia chłopaki wpadli na pomysł, żebym im czytała przy obiedzie, bo nie mogą się doczekać wieczoru. Zgodziłam się niechętnie, bo przez to miałam krótszą przerwę, ale postanowiłam czytać tak cicho, żeby nic nie słyszeli i żeby sami zrezygnowali z tego pomysłu. Genialne, prawda? A gdzie tam! Im ciszej i wolniej czytałam, tym bliżej mnie siadali i jedli w milczeniu.
Czytanie sprawiło, że każdy dzień przeżywali podwójnie, bo mieli własne przygody, ale przecież uciekali z Momo przed szarymi panami, spędzili z Ronją zimę w górach, spotkali z Tatusiem Muminka hatifnaty. Tak przepracowałam kilka sezonów, ale wszystko co dobre, kiedyś się kończy, jak książka.
Minęło czasu mało wiele i zamieszkałam w dzielnicy Krakowa, która delikatnie mówiąc, nie cieszyła się wtedy dobrą sławą. Rzeczywiście, w starym Podgórzu mieszkali wspaniali ludzie, choć nierzadko ktoś w rodzinie miał recydywę, ktoś kuratora, zdarzały się uzależnienia. W pustostanach odbywały się głośne spotkania towarzyskie, a na terenie ogródków działkowych schronienia szukały osoby dotknięte różnymi życiowymi kryzysami.
Mieszkam tu już ponad dwadzieścia lat.
Poprzedniej jesieni szłam przez nieoświetlony park, było ciemno, szłam zamyślona. Z naprzeciwka zbliżała się grupa młodych mężczyzn, zachowywali się głośno, palili papierosy, kilku miało butelki z piwem w rękach. Poczułam się nieswojo, bo choć teraz w Podgórzu czuję się bezpiecznie, to jeden z tych chłopaków zaczepił mnie wzrokiem. Minęłam go bez słowa, a wtedy on odwrócił się za mną i zapytał: „Ludzie po tamtej stronie lasu są tacy sami jak my?”
Piętnaście lat wcześniej.
Był gorący sierpniowy wieczór, wracałam z księgarni i szłam przez ciemniejący park. Na skrzypiącej karuzeli bawiły się dzieci, choć była to pora dobranocki (czyli już po godzinie 19). I wpadłam wtedy na pomysł, żeby następnego dnia zapytać dziewczyny z księgarni, czy mogłabym zaprosić te dzieci, które nie wyjechały z miasta na wakacje, na czytanie bajek. Dziewczyny nie dość, że się zgodziły, to jeszcze postanowiły zamykać księgarnię godzinę później, a do czytania zaprosić wybitnego aktora z Teatru Słowackiego. I tak to było, że na wieczorne czytanie przychodzili wspaniali najmłodsi mieszkańcy Podgórza. Ależ tam wtedy mieliśmy lektury! Czytaliśmy Pana Kuleczkę Wojciecha Widłaka, Przygody Lassego i Mai Martina Widmarka (w tłumaczeniu Barbary Gawryluk), Piaskowego wilka Åsy Lind (w tłumaczeniu Agnieszki Stróżyk). Zaprzyjaźniliśmy się z Emilem ze Smaladii Astrid Lindgren i Detektywem Pozytywką Grzegorza Kasdepke, ale zawsze, nieodmiennie wszystkim dzieciom jako pierwszą czytałam baśń Natalii Gałczyńskiej pt. Agnieszka skrawek nieba.
Jest w tej historii zdanie, które uwielbiam i które powtarzałam przez wszystkie lata. Agnieszka skrawek nieba musi wypowiedzieć te słowa, by odczarować swojego tatę i rycerzy, którzy od wieków wyruszają na spotkanie z wrogiem.
„Ludzie po tamtej stronie lasu są tacy sami jak my”.
Jeszcze raz, powiedzcie ze mną, głośno: „Ludzie po tamtej stronie lasu są tacy sami jak my”.
Niech usłyszą to wszyscy politycy i wszyscy ludzie, którzy uwierzyli, że człowiek, którego spotykamy, jest niebezpieczny lub gorszy. Otóż: „Ludzie po tamtej stronie lasu są tacy sami jak my”.
I wróciło do mnie to zdanie w najpiękniejszy możliwy sposób. Kiedy czytałam mu tę baśń, był małym dzieckiem, teraz ma dziewiętnaście lat i zaczął piątą klasę technikum. Mówił, że boi się matury, ale nawet jeśli w tym roku jej nie zda, zrobi sobie rok przerwy, przygotuje się i zda za rok. Pożegnał się ze mną, machnął ręką i dogonił swoich kolegów.
Szybko płynie w Wiśle woda. Moi synowie dorośli, miejsce baśni w ich pokojach zajęły wielotomowe serie z cyklu Percy Jackson Ricka Riordana (w tłumaczeniu Agnieszki Fulińskiej) lub Zwiadowcy Johna Flanagana, ci z kolei zamienili się miejscami z klasyką literatury i esejami zaangażowanymi społecznie.
Dla innych, nie moich już dzieci napisałam Srebrnego smoka i Radę smoków, oba tomy ilustrowane przez Marcina Minora. O magicznym języku i pierwszej pomocy oraz o odwadze, która jest potrzebna, by wyruszyć w świat.
Kiedy spotykam się teraz z ludźmi, którzy czytają Srebrnego smoka i Radę smoków, rozmawiam z nimi o rozczarowaniach i o tym, co dobrego może wyniknąć z takiego doświadczenia. Matylda, bohaterka Srebrnego smoka, miała jechać z mamą do Japonii, a trafiła do nieco dziwacznego dziadka, który mieszka na starej wyspie i opowiada jej o Homerze, Odyseuszu i Heraklesie oraz Don Kichocie z La Manchy i Sindbadzie Żeglarzu. Dziewczyna poznaje tam Saszę i tajemniczego Etgara. I znajduje wrak jachtu.
Ile wspaniałych książek i niezwykłych przygód zaczyna się od rozczarowania?
I wtedy ci młodzi ludzie jednym tchem wymieniają swoje oczarowania książkami, filmami, grami. Wymieniają opowieści, które czytali im dorośli i takie, po które sięgają już sami.
Tak sobie myślę, że czytanie nadal ma sens i będzie miało, dopóki są na świecie ci, dla których warto opowiadać.
Barbara Sadurska – Prawniczka, pisarka, autorka między innymi „Mapy”, „Czarnego hetmana”, „Rady smoków” i Bajki, bajeczki”. Laureatka nagród literackich i scenariuszowych. Mieszka w Krakowie.