Chciałem dać taki: „Matka Hanna od Żydów”. Bo lubię to „od”. Dobrze, że ją zapytałem, odpisała: „Wie Pan co? Coś dziwnego Panu powiem. Żydzi nie są wewnątrzżydowską sprawą. W każdym razie Żydzi, o których piszę. I ja nie jestem «od Żydów». Od Polaków też nie jestem. Ps. O matko. Jakie to głupie: od Żydów, od Polaków… Od ludzi chciałabym. Za dużo bym chciała?”. Odpisałem, że po głowie chodziły mi „Matka Joanna od Aniołów” i „Matka Teresa od kotów”, ale jasne, tytuł usunąłem.
Widzimy się tak rzadko, że kiedy się widzimy, to jakby po raz pierwszy. Piszemy, pojedyncze fale, maile lub esemesy. Ja mam kłopoty z formą „pani” (z „panem” też), czuję się wtedy, jakbym pisał do urzędu, więc zwracam się do niej „naokoło”, w trzeciej osobie. Ona również. (Ja: „Ledwo wstał, już maila do niej napisał”. Ona: „Czytała, odpisała”).
Jaka żywotność, w jednym tylko roku 2024 wychodzą zredagowane przez nią Sublokatorka (Znak) i Jedenaście (a5).
Sublokatorka. Idąc ulicą, kopie przed siebie kamień, żeby mieć pretekst do niepodnoszenia oczu. Jeśli podniesie, może ją zdemaskować jakiś niemiecki myśliwy lub jego polski pomocnik, pilny i służalczy.
Dostaje używaną, pożydowską kurtkę, w jej kieszeniach jeszcze resztki tytoniu, jak spadek po właścicielu.
Polska rodzina ukrywa ją w szafie, z wyraźnym poleceniem, że w takich i takich godzinach nie może z niej wychodzić. Raz to czyni, wychodzi i pech: ktoś akurat wchodzi do pokoju, patrzą na siebie i ona zaczyna powoli się cofać, tyłem, tak, tak, do szafy, na jego oczach, jakby chciała cofnąć klatki czasu, wchodzi do niej i zamyka drzwi.
Chłopiec nad grobem, przed rozstrzelaniem, ma album ze znaczkami, esesman to widzi i ratuje mu życie, „jak filatelista filateliście”.
Starszy Żyd z niesłusznym życiorysem, drugą wojnę w Ameryce on przeżył, koszerne parówki z macą on jadł, i przez to trudno mu się po wojnie ludziom na oczy w Warszawie pokazać. Więc sobie przy tym życiorysie pomajsterkował i już, wojnę on pod bombami w stolicy Polski spędził, ukrywał się, aż do getta trafił i cudem się uratował. Jego żona też się na ten nowy życiorys załapała, bo podał, że do getta razem ich zamknęli. I tak to, kiedy wielu wcześniej fałszowało sobie aryjskie papiery, on po wojnie poszedł pod prąd: zafałszował żydowskie.
Jedenaście. Lekcja wychowania w rodzinie. Syn za mało je, matka przywiązuje go do łóżka – pójdzie na podwórko, jeśli zje. Syn biadoli, na podwórku bawią się w gestapowców, Żydów musi łapać, akowców rozstrzeliwać, musi wyjść. Matka na to: zjesz wszystko, będziesz łapał. Ta matka, jak trzeba było, potrafiła być nieugięta.
Przypadek, jego moc sprawcza. Hanna robi reportaż o fabryce, fabryka nudna, woli o klinice, w niej kierują ją do Edelmana, który przez chwilę tam jest. Schody, akurat w tym, a nie innym momencie spotkanie na nich z Wiesławą Grocholą. Nie powstałaby Sublokatorka, gdyby nie te schody i akurat one dwie na nich.
Tytuł podrozdziału: Natręctwo szczegółów. Jest o swetrze, sznurowadle, fotelu, łopacie, jest też o szabli ułańskiej złamanej na wojnie, po niej przydaje mu się do zabijania świń. I jest o kuli. W szczęce, niewyjętej. Tomasz Blatt, więzień Sobiboru, ma ją na wieczną pamiątkę, inaczej na pewno by zgubił.
Rodzina Ulmów znana, ale mniej znany fakt, że kiedy ich Niemcy za ukrywanie Żydów rozstrzelali – ich ośmioro i tychże Żydów, też ośmioro – i kazali miejscowym ich pochować, to ci miejscowi „ludzie z łopatami” zapytali, czy mogą wykopać dwa doły, oddzielne.
Tę stronę przytaczam w całości, inaczej się nie da:
Śnieg był
Une przez pole leciały, a od młyna nagonka szła. A Janiuk zza węgła z parabellum, jak w kuropatwy.
Niedziela była, to szedłem akurat i zacząłem patrzeć. I biegiem, ale już wybite były, już tylko Żydóweczka siedziała. Z dziewięć, dziesięć lat, na śniegu, z takimi włosami. Jak w głowę jej strzelił, to te włosy od podmuchu, od kuli, tak wiuuu, tak się podniosły tak aż.
Kilku z brzegu, reszta na polu leżała. Ludzie jak po sumie z kościoła wyszli to poszli i porozbierali ich z ubrań, z butów. I nagie leżały. To ludzie poustawiali ich po dwoje, po troje. Jeden o drugiego opierał się, bo pojedynczo by nie ustał, nawet zamarznięty. Jak zabite, to leżały, a poustawiane to stały, jak posągi jakieś. Nagie, białe, no figury, posągi takie, tylko że na śniegu.
Zaraz po lekturze, na drugi dzień, idę na premierę teatralną (Och-Teatr, reżyseria: Krystyna Janda). Sowiecki major, bydlę emerytowane, opowiada chełpliwie, jak wykańczali kułaków i inteligentów. Nie tylko strzałem w głowę, w zimie polewali ich wodą, ci zamarzali, stojąc, a potem „takie białe posągi z nich były”. To samo określenie w książce i na scenie. Z tą różnicą, że posągi u Krall grupowe, u Jandy pojedyncze. Głowię się nad tym, że pojedyncze. Chyba zamarzali, stojąc, a potem padali? Sam przecież człowiek zamarznięty nie utrzyma się, nie ustoi, polski chłop łebski, wie, co robi. Snop siana sam nie ustoi, ustoi w stogu, dlatego tak je układali. W życiu też tak: w stogu łatwiej niż samemu.
[Hanna Krall, „Sublokatorka” (wyd. Znak Literanova) i „Jedenaście” (wyd. A5)]