Teoria

Otulenie ze Wschodu

Ewa Dąbrowska
354 odsłon
Kim Jee Hye, Kuchnia książek, tłum. Marta Niewiadomska, Czarna Owca, Warszawa 2024

(Kim Jee Hye, Kuchnia książek, tłum. Marta Niewiadomska, Czarna Owca, Warszawa 2024)

Na księgarnianych półkach mogą przyciągnąć wasz wzrok okładkami. Urocze grafiki w pastelowych barwach najczęściej przedstawiają książki, koty i kwitnące drzewa. Nie kryją się za nimi opowiastki dla dzieci, jak można by pomyśleć, lecz japońskie i południowokoreańskie powieści, których ostatnio na naszym rynku sporo. Z góry przepraszam za wrzucenie literatury tych dwóch krajów do jednego worka – zdaję sobie sprawę, że nie są tożsame, wiem też, że Azja Wschodnia to więcej niż Japonia i Korea Południowa. Jednak polscy wydawcy skupiają się właśnie na nich i nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że literatura tych dwóch krajów ostatnimi czasy zrobiła się modna.

Jak to z modami bywa, trudno wskazać, od czego konkretnie się zaczęło. Zwiastunów było na pewno kilka. W 2007 roku rozpoczęło swoją działalność wydawnictwo Kwiaty Orientu, promujące kulturę koreańską. Blisko dekadę później Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego zainicjowało „Serię z Żurawiem”, w której ukazują się powieści współczesne z różnych stron świata, wśród nich sporo koreańskich pozycji (między innymi O zmierzchuKsiężniczka Bari Hwang Sok-Yonga, uważanego za najpoważniejszego południowokoreańskiego kandydata do Literackiej Nagrody Nobla). Potem przyszedł czas na kolejne oficyny: Tajfuny (literatura Azji Wschodniej), Kirin (literatura japońska) i Mova oraz Grupę Wydawniczą Relacja (dwa ostatnie bez specjalizacji, ale w ich ofercie można znaleźć sporo tekstów z Japonii i Korei Południowej). W międzyczasie pojedyncze tytuły – w tym Cuda za rogiem Keigo Higashino, od której to książki zaczęło się moje zainteresowanie literaturą dalekowschodnią – ukazywały się również w innych wydawnictwach.

Od jakiegoś czasu powieściom z tej części świata baczniej przyglądają się także więksi wydawcy; przekłady koreańskich i japońskich powieści mają już w swoich katalogach Znak, Albatros, W.A.B. czy Czarna Owca. Są wśród nich oczywiście książki reprezentujące różne gatunki, ale znakomitą większość coś łączy. Otóż: to nie mroczne opowieści o trudach życia w krajach Azji Wschodniej, jak te serwowane przez Tajfuny, ani kryminały czy thrillery, bo tłumaczeń tego gatunku z koreańskiego czy japońskiego ukazuje się na naszym rynku stosunkowo niewiele – co zresztą dziwi, biorąc pod uwagę nieustającą jego popularność w Polsce. (Tu ciekawostka: wspomniany już Keigo Higashino jest znany właśnie jako autor powieści kryminalnych, jedna z nich trafiła nawet do setki kryminałów wszech czasów magazynu „Time”; tymczasem jedyna jego książka przetłumaczona na polski z kryminałem nie ma nic wspólnego). Nie, duże wydawnictwa stawiają na coś innego: proste, ciepłe historie o młodych ludziach, którzy poszukują swojego miejsca na świecie. Może istnieje jakieś banalne wytłumaczenie tego zjawiska – może takie książki lepiej promują się na międzynarodowych targach odwiedzanych przez polskich wydawców, może po prostu pisze się ich więcej i stąd liczniejsza reprezentacja. Ja jednak chcę widzieć inne wyjaśnienie. Po prostu każdy i każda z nas potrzebuje czasami lekkiej opowieści, która pozwoli nam z optymizmem spojrzeć w przyszłość. A te z Japonii czy Korei Południowej właśnie to oferują, dodatkowo dodając odrobinę egzotyki oraz zupełnie inną dynamikę.

I coś jeszcze. Wystarczy zerknąć na tytuły i okładki, by się przekonać, jakimi motywami grają często autorzy i autorki – a za nimi wydawcy. O kocie, który ratował książki (Sosuke Natsukawa, Znak Koncept, 2023), Kawiarnia Pod Pełnym Księżycem (Mai Mochizuki, W.A.B., 2024), Nietuzinkowy sklep całodobowy (Kim Ho-yeon, Znak Literanova, 2024), Księgarnia Napojów Księżyca (Seo Dongwon, Mova, 2024), Witajcie w księgarni Hyunam-Dong (Hwang Bo-reum, Albatros, 2024), Wszystko, czego szukasz, znajdziesz w bibliotece (Michiko Aoyama, GW Relacja, 2024)… Widzicie już, co je łączy? Tak: książki (prawie zawsze), koty (bardzo często) i jedzenie (regularnie). Czyli dokładnie to, co większości z nas kojarzy się z ciepłem, bezpieczeństwem i przyjemnie spędzanym wieczorem. Wydawcy często używają na określenie publikowanych przez siebie pozycji słów „magiczny” czy „bajkowy”, i czasami rzeczywiście pojawiają się w nich jakieś fantastyczne wątki. Częściej jednak chodzi o magię codzienności, którą wspomniane elementy podkreślają.

Jedną z takich powieści – a konkretnie: „magiczną koreańską powieścią o magicznym miejscu”, jak czytamy na okładce – jest Kuchnia Książek, debiut Kim Jee Hye. To historia o Soyang-ri Book’s Kitchen, miejscu założonym przez trzydziestodwuletnią Yujin, która niedługo po sprzedaży własnej firmy, zmęczona wielkomiejskim życiem i bez dalszego pomysłu na siebie, trafia przypadkiem do wsi Soyang-ri. Ale Kuchnia Książek ma być czymś więcej niż tylko miejscem, gdzie da się kupić literaturę. Można tu też zjeść i napić się kawy (bookcafé), popracować nad własnym pisaniem, wziąć udział w wydarzeniu niekoniecznie z książkami związanym – takim jak zbieranie kasztanów – czy nawet na jakiś czas zamieszkać (bookstay). Księgarnię odwiedzają różne osoby, zwykle w trudnym dla nich momencie: odnosząca sukcesy, lecz bardzo samotna wokalistka Dain, Suhyeok, który niedawno stracił matkę, Sohui na zawodowym rozdrożu, czy Nayun, która czuje, że monotonia pracy odbiera jej radość życia. Pobyt w Kuchni Książek nie podsuwa im prostego rozwiązania problemów, lecz daje chwilę oddechu i pozwala świadomie postawić kolejny krok. Czego najlepszym przykładem jest sama Yujin – Book’s Kitchen okazuje się nowym rozdziałem w jej życiu, który przynosi upragniony spokój.

W książkach można delektować się każdym ze zdań i każdemu, zależnie od preferencji, może ono smakować inaczej. Yujin skupiła się na tym, że chciałaby polecać ludziom książki tak, jak poleca się dania pod czyjś gust, że chciałaby, aby czytelnicy odnajdywali w nich ukojenie, tak jak każdemu od razu poprawia się nastrój, kiedy zje coś dobrego (s. 10–11).

I to właśnie robi Kuchnia Książek: daje ukojenie i poprawia nastrój. Siedem rozdziałów tej książki to siedem podszytych smutkiem, ale pozytywnych w wydźwięku opowieści o ludziach, którzy odczuwają jakiś brak i nie wiedzą, czym go wypełnić. Pobyt w tym miejscu, na przecięciu ścieżek z innymi bohaterami i bohaterkami, pozwala im znaleźć najlepszą dla siebie drogę. Ale powieść Kim Jee Hye to również książka o poszukiwaniu miłości – nie w najpowszechniejszym, a jednocześnie najbanalniejszym rozumieniu tego słowa: jako relacji z drugą osobą, lecz przede wszystkim miłości do siebie samego, która przejawia się akceptacją i zrozumieniem dla własnych słabości. Nawet jeśli pojawiają się tu jakieś wątki miłosne, autorka zarysowuje je subtelnie, nie łączy bohaterów w pary. I, co trzeba mocno podkreślić, mimo wyraźnego w kulturze Korei Południowej podziału ról społecznych ze względu na płeć [1] powieściowe kobiety są silne, a ich wartość nie zależy od bycia w związku. Tak, niektóre chcą być żonami i matkami, ale właśnie: chcą, nie: są do tego zmuszone. Przewijająca się przez kolejne rozdziały opowieść o pogoni za pracą i trudnościach z jej utrzymaniem, a także o poświęcaniu życia osobistego dla pracy właśnie, bynajmniej nie jest magiczna, niemniej bohaterowie i bohaterki potrafią przełamać schematy, w które zostali wtłoczeni, co przynosi nieco otuchy. Bo świat się zmienia. Powoli, owszem, ale w dobrą stronę.

Powoli snuje się też ta historia. Co wcale nie jest wadą; spokojne tempo pozwala nam mocniej wejść w opowiadaną przez Kim Jee Hye historię i lepiej ją poczuć, bliżej poznać występujące w niej postaci. Na tę charakterystyczną dynamikę wpływ ma również język. Jak w większości tych „magicznych” historii, w Kuchni Książek jest gęsto od fraz o charakterze aforyzmów czy życiowych porad. Część to truizmy („Czasem potrzeba człowiekowi jaskini, w której mógłby się schować chociaż na chwilę przed wzrokiem innych”; s. 184), część ociera się o kicz („nawet w tak prostej i zwykłej czynności jak wyciąganie książek z pudeł, żeby poustawiać je na regałach, niezmiennie odbijało się światło gwiazd”; s. 52), ale niektóre sprawiły, że na chwilę się zatrzymałam („Znajdź sobie kogoś, z kim będziesz mógł rozmawiać godzinami. Taką osobę, z którą będziesz mógł przegadać całą noc […]. Przemijają pierwsze wspaniałe dni, kończą się szalona namiętność i ekscytacja, ale rozmowa pozostaje na zawsze”; s. 252). Urzekło mnie też nienachalne podkreślanie związku człowieka z przyrodą, którego metaforą jest tutaj śliwa rosnąca na podwórzu, podobnie jak bohaterowie i bohaterki tej opowieści podlegająca nieustannym przemianom.

Nie wszystkie „magiczne” opowieści z Japonii i Korei Południowej serwowane przez polskich wydawców mnie ujęły. Niektóre okazały się zbyt naiwne, inne przesadnie uduchowione, w części przeszkadzał mi zbyt „kanciasty” przekład. Tymczasem Kim Jee Hye udało się idealnie wyważyć proporcje, a jej debiut stanowi doskonały przykład tego, że urok tkwi w prostocie. Nie trzeba też znać koreańskiego czy japońskiego, by się domyślić, że tłumaczenie z języków o tak odmiennej składni i ogromnej liczbie form grzecznościowych, których w języku polskim po prostu nie ma, jest wyzwaniem. Dlatego warto docenić pracę tłumaczki, Marty Niewiadomskiej – bo tę powieść czyta się lekko i z przyjemnością. Kuchnia Książek otula niczym miękki koc w ponury jesienny wieczór. Ktoś powie, że jest nieznośnie ckliwa i banalna. Dla mnie jest ciepła, urocza i przytulna.


Przypis

[1] Spragnionym informacji na ten temat polecam reportaż Przesłonięty uśmiech. O kobietach w Korei Anny Sawińskiej (Czarne, Wołowiec 2022). To opowieść o świecie, w którym kobiety często nie mogą decydować o sobie same – najpierw robi to za nie ojciec, później mąż, wreszcie syn.