[Agustina Bazterrica, Niegodne, tłum. Katarzyna Mojkowska, Wydawnictwo Kobiece 2024]
Przyznaję, że po literaturę postapokaliptyczną sięgam rzadko – rzeczywistość bywa na tyle przygnębiająca, że nie chcę czytać o jeszcze gorszych jej wersjach. Co zatem skłoniło mnie do lektury Niegodnych Agustiny Bazterriki? Odpowiedź jest prosta: zaintrygowało mnie, czy świat przyszłości projektowany przez kogoś z Ameryki Południowej – bo Bazterrica to pisarka argentyńska – będzie się różnił od tego z książek, filmów i seriali rodem z USA czy Europy. A jeśli tak, to jak bardzo.
Niegodne to opowieść o świecie po katastrofie ekologicznej. Woda i powietrze są skażone, prąd przepadł po „ostatecznym blackoucie”, przyroda przetrwała w szczątkowej, często zwyrodniałej formie. W starym klasztorze, gdzie kiedyś wyznawano „złego Boga, fałszywego syna, toksyczną matkę”, schronienie znalazła grupa kobiet. Nazywają się Świętym Siostrzeństwem, nadzoruje je Siostra Przełożona, a nad nią stoi tajemniczy On. Święte Siostrzeństwo nie ma jednak ze świętością nic wspólnego – to miejsce, w którym rządzą zawiść i upokorzenie. Przemoc, nierzadko w wynaturzonych formach, jest tu codziennością. Zaszywanie powiek, ucinanie języków, grzebanie czy palenie żywcem nikogo nie dziwią. Ba, część z tych zachowań to nawet nie forma kary, lecz praktyki, które mają „uświęcać” przebywające tutaj kobiety. A Siostra Przełożona czerpie z owych praktyk wyraźną przyjemność.
Siostra Przełożona lubi budować napięcie. Mamy nigdy nie wiedzieć, kiedy na naszą skórę spadnie pierwszy cios, kiedy będzie trzeba odbyć pokutę swojej własnej krwi. Chce nas edukować w sztuce agonii (s. 37).
O tym, co dzieje się w Świętym Siostrzeństwie, dowiadujemy się z zapisków jednej z przebywających tu kobiet, tworzonych na znalezionych gdzieś, ukrywanych przed innymi kartkach, czasem atramentem, czasem sokiem z roślin, niekiedy własną krwią; zapisków, w których zdania się rwą, a słowa bywają przekreślane i zmieniane. Narratorka – której imienia nie poznajemy – snuje swoją historię w oszczędny i pełen niedomówień sposób, a to mocno angażuje w lekturę, zmuszając nas do samodzielnego składania obrazu powieściowej rzeczywistości ze skrawków otrzymanych informacji. Po co kobieta spisuje swoje przeżycia? Chyba ma nadzieję, że ktoś kiedyś znajdzie jej zapiski i dowie się, jak wyglądał świat po katastrofie. Bo na pewno nie ma nadziei na ucieczkę czy zmianę tego świata. Do pewnego momentu.
Nic nowego – powiecie. Pełna zgoda: skromna objętościowo książka argentyńskiej pisarki nie jest żadnym nowatorskim spojrzeniem na gatunek. Ale znajdziemy w niej kilka elementów, na które moim zdaniem warto zwrócić uwagę. Najpierw jednak o tym, co brzmi tu znajomo. Oczywiste jest skojarzenie Niegodnych z Opowieścią podręcznej – obie pozycje dotykają tematu opresji kobiet i religijnego fanatyzmu i są swoistym ostrzeżeniem. Wyraźna hierarchia panująca w Świętym Siostrzeństwie (mamy tu Święte, Oświecone, niegodne i służki, a zadania każdej z tych grup są jasno określone), praktyki, do których dochodzi w klasztorze, czy nawet słowa używane przez mieszkające tu kobiety (z formułką „bez wiary nie ma ochrony” na czele) – to wszystko rodzi skojarzenia z sektą. A tajemniczy „On” służy podkreśleniu, że władza w tym świecie nie ma na celu ochrony niewinnych, lecz jest narzędziem przemocy i kontroli (najsilniej wybrzmiewa to w jednej z końcowych scen). Ale w przeciwieństwie do Margaret Atwood Bazterrica nie rysuje – i zdaje się, że wcale nie chce tego robić – pełnego obrazu świata po katastrofie, nie opowiada też dokładnie o tym, co do owej katastrofy doprowadziło. Niegodne są zaledwie małym tego świata wycinkiem. Tyle jednak wystarczy, by opowiedzieć o próbie zachowania człowieczeństwa i o jego granicach, a także o odczłowieczeniu, do którego mogą doprowadzić ekstremalne warunki. A może właśnie „odczłowieczenie” to złe słowo, może ekstremalne warunki wyciągają z ludzi to, co dla nas typowe (jakkolwiek niewygodna byłaby to myśl)? W świecie Bazterriki empatia to towar, za który można zapłacić nawet własnym życiem – dlatego jest tak rzadka. Ale może to ona ostatecznie okaże się ratunkiem? A może będzie nim miłość?
Choć jeszcze w czymś można tu upatrywać ocalenia: w słowach. Przecież po to właśnie bohaterka pisze dziennik – by przetrwać. A właściwie: by przetrwała pamięć o niej i jej świecie. Bo czy wszystkie opowieści postapo (te filmowe i serialowe również) nie są zawsze opowieściami o próbie przetrwania? Są też mniej lub bardziej wyraźnym ostrzeżeniem przed konsekwencjami ludzkich działań; próbują pobudzić do refleksji o tym, co będzie po katastrofie, która – jak głosi wielu – niechybnie czeka ludzkość, jeśli nic się nie zmieni. I w tym wymiarze Niegodne nie są powieścią oryginalną czy zaskakującą.
Niemniej coś jeszcze ją wyróżnia. Tym czymś jest swoista dziwność, która rodzi dwojakie literackie skojarzenia: z literaturą grozy i realizmem magicznym. Wiem, że „dziwność” trudno traktować jak kategorię literacką, ale właśnie to słowo doskonale opisuje światy stworzone choćby przez H.P. Lovecrafta czy Edgara Allana Poego. I chociaż tematycznie Niegodne to bez wątpienia postapo – w tej wersji świata, w której po katastrofie cofa się on w rozwoju do średniowiecza – nastrojem bliżej im do literatury grozy. Bazterrica buduje w swojej książce klimat, który budzi strach. Ale to nie ten sam strach, który towarzyszy nam przy lekturze literatury postapokaliptycznej – kiedy boimy się o życie bohatera, bo w świecie po katastrofie niebezpieczeństwo kryje się na każdym kroku. Nie, strach wynika tutaj z niewiedzy, co kryje się za zamkniętymi drzwiami (tutaj: klasztornej celi). A to przecież typowe dla literatury grozy. Podobnie zresztą jak scenografia, czyli zimne klasztorne mury.
Ale „dziwność” w literaturze to również inny nurt, w kontekście tej powieści zdecydowanie istotniejszy, mianowicie: realizm magiczny. Bazterrica czerpie z tradycji jednego z najważniejszych prądów w literaturze iberoamerykańskiej, przenosząc typowy dla niego nastrój – w którym granica między jawą a snem (czy raczej: koszmarem) staje się płynna – w realia dystopii. Podobnie jak u Gabriela Garcíi Márqueza, Isabel Allende czy Julio Cortázara (do którego Listu do znajomej w Paryżu autorka odwołuje się zresztą bezpośrednio, wspominając o mężczyźnie wymiotującym królikami) pojawiają się tu obrazy dziwne i niepokojące. Przykładem mogą być wspomniane już praktyki „uświęcania” kobiet, które wydają się jednocześnie realne i przerysowane, jakby wyjęte z koszmaru właśnie.
Pierwsza powieść Agustiny Bazterriki, Wyborny trup, mogła zniesmaczać ze względu na pojawiające się w niej wątki kanibalizmu. Niegodne może nie zniesmaczają, ale też nie sposób oceniać ich w kategoriach „podobania się”. To opowieść o próbie zachowania siebie w świecie, który wydaje się zaprzeczać jakimkolwiek wartościom. Dziwna, niepokojąca i intrygująca zarazem.